Doodle, czyli nie takie sobie bazgranie

Doodle, czyli nie takie sobie bazgranie

Wielu z nas nie wie, że uprawia sztukę, i to od lat. I powoli sobie przypomina, że za ową sztukę byli upominani przez nauczycieli, rodziców, tak jak dzisiaj ściga się grafficiarzy. Szkolne zeszyty z dzieciństwa pełne są arcydzieł w stylu doodle.

Doodle – trudno zdefiniować to zjawisko, ale wyobraźmy lub przypomnijmy sobie wszystkie te sytuacje, gdy nie do końca świadomie i przy okazji zajęć, na których powinniśmy się skupić, kreśliliśmy, rysowaliśmy, „bazgraliśmy”.

Czasami są to rysunki postaci, uproszczone niczym z komiksu, czasami powtarzające się motywy graficzne (linie, kwadraty, siatki fal), litery, krajobrazy, kształty, którym trudno przypisać jakieś znaczenie. Większość tych motywów tworzy się, modyfikuje, przerabia przez całe życie – ale to widać dopiero z perspektywy czasu.

Wykonuje się te rysunki w trakcie lekcji, wykładów, rozmów telefonicznych, zebrań i przeróżnych nasiadówek, niejako w tle, gdy jest się zajętym innymi sprawami. Doodling odbywa się mimochodem, przy okazji, nie jest zajęciem pierwszoplanowym.

Doodle wspomagają  pracę mózgu, pamięć i – paradoksalnie – koncentrację (wydaje się przecież, że ktoś bazgrzący w trakcie spotkania jest rozkojarzony). Pozornie nieuporządkowane rysunki mogą być po prostu wizualizacją przyjmowanych treści, poznawanego materiału. Dodatkowo, psycholodzy zalecają ten rodzaj aktywności, by się odstresować, uwolnić myśli, zresetować emocje.

Niezależnie od tego czy rysunki w stylu doodle znaczą coś czy absolutnie nic, wyglądają często atrakcyjnie i interesująco. Zachwycić mogą pomysłowością kształtu, prowadzeniem linii, kolorystyką. A to wszystko przy pomocy najprostszych środków: papieru i czegoś do pisania – początkowo długopisu, ołówka. Oferuje się specjalne zeszyty i książeczki do kolorowania z wzorami i przykładami rysunkowych realizacji. Kolory stają się coraz bardziej kuszące, stąd też wzięciem cieszą się duże zestawy kredek, pisaków itd. Sam styl też się różnicuje, fachowcy mnożą nowe pod style i definiują ich reguły (np. zendoodling, stendoodling, mandale i inne), zaś sam doodle zdobywa popularność i jest coraz bardziej zauważalny w reklamie, telewizji, w grafice komunikatorów.

Doodle ma swoje ewidentne zalety: przy prostych środkach i za małe pieniądze możemy stworzyć coś bardzo interesującego, odkryć swoją pasję, a być może i odstresować się. Poza tym, po analizie historycznych dokumentów i rękopisów, okazuje się, że swoisty doodling uprawiali Puszkin, Beckett, Sylvia Plath oraz kilku amerykańskich prezydentów. Z czego płynie ostateczny wniosek – to nie jest ot takie sobie bazgranie, coś w tym musi być!